poniedziałek, 24 stycznia 2011

Kobiety, mężczyźni... na tle sprawy o Rozumieniu.

Cała sprawa zaczęła się po tym, jak Kotek wymiauczał, że należy coś napisać. Słów parę, i to jeszcze o książce jakiejś. Taka modernistyczna czy cuś w ten deseń. Mianowicie: "Do latarni morskiej", autorstwa Wirginii Woolfowej .

Myślę - cóż to dla mnie, z księgami jestem za pan brat! W końcu to jedna z moich największych pasji w życiu - czytanie!
Słyszę jednak potem, jak Kotek dodaje coś jeszcze. Mianowicie, że zamiar mój jest płochy - bo nie znam jakiejśtam niezwykle ważnej teorii, bez której książki... nie da się zrozumieć!! (mianowicie chodzi tu o jakowąś teorię "pochodzenia płci" - mówiącą, że sprawa z płećką wygląda jak wygląda nie tylko przez naturę, ale i przez społeczeństwo; czyli o oczywistą oczywistość )

No cóż, trudno. Szczegółów nie znam, trochę logiki i zdrowego rozsądku posiadam, więc wziałem się do czytania.


Po czterech dniach przerywanej lektury jeszcze końca nie widzę, mimo że książeczka cieniutka (stron 230 liczy) i formatu niewielkiego (11x18 cm, tak na oko).


Już dni w regime's school nauczyły mnie, że różne są style, a mój umysł nie każde pióro trawi... niestety, z reguły pióro kobiece jest dla mnie nieprzyswajalne (z reguły! Np. "Poganka" Narcyzy Żmichowskiej, po którą sięgnąłem niezobowiązująco, zostawiła miłe wspomnienia).

Dobrze pamiętam niesławną "Granicę" Zofii Nałkowskiej z dni szkoły średniej. Ciekawy pomysł. Przedstawienie słusznej, oczywistej prawdy (subiektywne granice "dobra i zła" przesuwają się dowolnie, jeżeli tylko raz im na to pozwolimy - główny argument przeciwko postępowemu "cel uświęca środki"!!). Jednakże styl (zupełnie subiektywnie) był dla mnie totalną porażką. Po prostu - nudny.


Więc póki książki nie przebrnę, nie wypowiem się szerzej na jej temat. Teoria, która ponoć jest kluczem, jeżeli w istocie brzmi tak, jak zostało mi to powiedziane - wcale nie objaśnia księgi (autorka, jak na feministkę przystało, wydaje się obarczać całą "winą" za płeć społeczeństwo - więc gdzie miejsce dla drugiego czynnika, czyli natury?).

Jednak - ludzie, nie dajmy się ogłupić! Nie da się "nie zrozumieć dzieła literackiego" przez to, że "nie znamy teorii". Oczywiście - można "nie zrozumieć w sposób prawidłowy". Tutaj jednak pojawia się pytanie - jaki sposób jest prawidłowy?


Odpowiedź prosta - taki, w jaki regime nakazuje, byśmy to pojęli!

2 komentarze:

  1. "Granica" zaiste nie do przegryzienia w liceum, ale wnioski ciekawe i bardzo...hmmm... "humanitarne" (?) - nieważne, jak porąbane mamy dzieciństwo, nie możemy wyrzec się odpowiedzialności za własne czyny.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Niekoniecznie taka nie do przegryzienia... niektóre koleżanki, które - starając się mówić obiektywnie - jednak miłość do książek mniejszą posiadają niż niżej podpisany, a omawiany tom przebiegły bez większych problemów.

    Wydaje mi się, że to jednak mój szowinistyczny umysł, nie złożoność treści. Bo chociażby "Ferdydurke" - którego obecność w kanonie lektur szkolnych wydaje mi się niedorzecznością (ilu dojrzało do przyznania się do niedojrzałości? No proszę!) - przeszedł bez problemu... A nie wydaje mi się prostszą książką od dzieła ś.p. Pani Nałkowskiej...

    (Co do ś.p. Geniusza Gombrowicza - nie przeczytałem wszystkich jego książek, ale wydaje mi się, że tak dla wstępu do jego twórczości, jak i choćby powierzchownego zrozumienia "o co loto", dużo bardziej nadawaliby się "Opętani". Grubsze, bo grubsze - ale przystępniejsze).

    Wszak i pensjonarki się zaczytywały i chwaliły w czasach mu współczesnych!

    OdpowiedzUsuń