poniedziałek, 28 lutego 2011

Statystyczne myślenie statystyka

...czyli pierwszy wpis z serii "Jajco łod kuraka filozowsze".

Pierwszy wykład z przedmiotu, na który studencik z niecierpliwością oczekiwał. O tak, proszę państwa - osławiona pani Statystyka! Więc - oczekiwać było mi trzeba tylko Mleka i Igrzysk w najprzedniejszym wydaniu kabaretowym!


Mało tego, że nie rozumiem ujęcia statystyki jako 'nauki'. Jak dla mnie - jest to przedmiot, którym możemy jedynie opisać i przedstawić rzeczywistość - lecz żadnych wniosków bez wcześniejszego poparcia badaniem osobnym nie można wyprowadzić!

Pierwszym znakiem, który powinien przestrzec mnie przed dalszą częścią wykładu - było przywołanie pewnej historii, mającej przestrzec przed nieprawidłowym użyciem statystyki.

"W latach 30-stych ubiegłego wieku, należy państwu wiedzieć - zostały przeprowadzone takie bowiem badania: W pewnym mieście, gdzie poziom urodzin jest ponadprzeciętnie wysoki, zaczęto poszukiwać czynnika mającego wpływ na taki stan rzeczy. Z powodu braku wcześniejszych badań przedmiotowych statystycznie wykazano, że wpływ na to ma... ponadprzeciętna populacja bocianów!"

Oczywiście - wiadomo, że populacja bocianów nie ma bezpośredniego wpływu na dzietność - w końcu dzieciaków nie przynosi. Ale zawsze wydawało mi się, że badanie statystyczne ma zainspirować do badań rzetelniejszych, wskazać - w jaki kierunek należy prowadzić poszukiwania! A to WYKLUCZA "wcześniejsze badania" - ba! badanie statystyczne może nawet je obalić!

A może bociany pożerały jakieś stworzenia, mające potem wpływ równie pośredni - bądź bezpośredni - tak na samą jurność mieszkańców, jak i na potencję? Kie czort wie, wtedy należy przeprowadzić właśnie badania przedmiotowe!


"To tak samo, jak gdybyśmy wykazali wprost proporcjonalną zależność między alkoholizmem a dzietnością! A przecież niemożliwe jest, żeby alkohol dzieci płodził!"

Mógłbym teraz krzyknąć: No tak, w końcu alkohol nie jest uznawany za jeden z afrodyzjaków!

Na poważnie - no tak, może i alkoholizm dodatnie na ilość dzieci bezpośrednio nie wpływa. Ale... równie dobrze może to być to droga do znalezienia czynnika, który jednocześnie dodatnio wpływa i na spożycie alkoholu, i na płodzenie potomstwa? Takie badanie ma sens!

Nie będę jednak popadał w śmieszność, pani profesor pewnie chciała obrazowo przedstawić, że w statystyce to ne jest take proste. Połykam więc pigułkę i słucham dalej...

Przez jakiś kwadrans mówiło się o rzeczach niezwykle nużących - sama terminologia statystyczna, metody, itepe itede. Potem jednak padły słowa, które z tropu zbiły mnie niezmiernie... dotyczyły one danych w tabeli urodzeń - ilości niemowlęć urodzonych w danym roku płci męskiej, płci żeńskiej - oraz ich stosunku (tj - średnio wedle danych w tabeli wynosił on - 1,06 : 1 na korzyść płci brzydkiej).
  
"Taka sytuacja występuje globalnie, nie tylko w Polsce. Ilość rodzących się mężczyzn zawsze jest większa niż kobiet. Państwo jesteście dawno po biologii, więc wiecie pewno dlaczego tak jest, prawda?
(na sali głucha cisza, prawdopodobnie wbrew oczekiwaniom wykładającej) 
 Nie wiecie państwo? 
(cisza trwa)
To okropne! Powinniście państwo wiedzieć... natura już tak to zaplanowała, w końcu mężczyźni są może i silniejsi fizycznie, ale mniej odporni od kobiet, częściej chorują - musi to być w jakiś sposób wyrównane - ilością urodzeń własnie..."

Rzecz nie wzbudziłaby mojego sprzeciwu wówczas, gdyby była ona powiedziana dla żartu... ale to było powiedziane śmiertelnie poważnie!


Może przemawia przeze mnie "urażona męska duma" (z pewnością otrzymałbym razem z taką odpowiedzią od pani profesor w pakiecie "rozmowę egzaminacyjną w wersji hard", gdybym podjął dialog), a może zauważyłem jakieś luki w rozumowaniu:

1. Pani profesor w swoim wytłumaczeniu nie odpowiedziała na pytanie "dlaczego?". Była to co najwyżej próba odpowiedzi na pytanie "po co?". "Dlaczego" odnosi się raczej do źródeł (i tam chyba nauka powinna właśnie zajrzeć - do czynników, które mają na to wpływ) a nie do "celu".

2. Samo wytłumaczenie kuriozalne. Ani słowa o mechanizmie działania, tylko "natura to tak zaplanowała". Jaka to różnica od "bo Bozia tak chciała?". Może być to słuszne, niesłuszne - nieważne! Nie może być to pogląd naukowy! Równie dobrze mógłbym na to odpowiedzieć - "Dlatego, bo mężczyźni nie boją się tak bardzo o życie i zdrowie jak kobiety, są odważniejsi i przez to częściej, na niebiezpieczeństwo się narażając - umierają". Jak łatwo odwrócić przy takim podejściu "kota ogonem" i przewartościować po swojemu!

A najśmieszniejszym w całym zdarzeniu było dla mnie to, że pani profesor powieliła rzecz, o której wcześniej sama mówiła - ażeby nie dokonywać podobnych uproszczeń przy interpretowaniu statystyk!


Ech. Lepiej z jajca nie wychodzić, skorupka co-nieco przed Głupotą Wszechświata uchroni... a ta nawet na 'uczelni wyższej', gdzie 'elyta narodu' się szkoli, obecna... 

8 komentarzy:

  1. E, ja takich kwiatków u mnie na statystyce nie miałem na szczęście. Nasza wykładowczyni była mocno rozgarnięta w swojej dziedzinie i nie wychodziła do nas z jakimiś dziwnymi poglądami.

    Co do statystyki, to odpowiednio skonstruowane badanie może wiele powiedzieć, jednak gdzie takie teraz? A nawet jak są, to nie podadzą poszczególnych danych, a jedynie szczątki w postaci wyniku.

    Szkoda tylko, że nie zapytałeś o te kwestie na wykładzie, ale wiem z doświadczenia(jeszcze nie studiów na szczęście), że raczej nie popłaca.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie. MMŻ dowiedział się na studiach o statystyce tyle: "Proszę Państwa, ja nie ośmieliłbym się uderzyć mojej żony nigdy w życiu, ale mój sąsiad bije swoją codziennie. Więc STATYSTYCZNIE rzecz ujmując, każdy z nas bije żonę co drugi dzień".
    A ja gdzieś zasłyszałam dwuwiersz, który chętnie cytuję:
    "Jedna noga w lodzie, a druga we wrzątku,
    STATYSTYCZNIE biorąc, ciepłota w porządku"
    Co nie przeszkodzi delikwentowi nie przeżyć.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, Śląski Uniwersytet Medyczny ma najwyraźniej po prostu niezwykle 'oświeconą' kadrę.

    To nie pierwszy przykład zaciemniania, z jakim spotkałem się na zajęciach... następne w kolejnych odcinkach ;D

    Pozdrawiam! :)

    PS. Przepraszam strasznie za okropne błędy, wpuściłem tekst bez wcześniejszego przejrzenia redakcyjnego - ale już lwia część poprawiona. Jeżeli coś jeszcze się przez kogoś przyuważy, proszę o zwrócenie uwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Liv: Nie mogę się zgodzić, jeżeli chodzi o zupełną zbędność i całkowitą szkodliwość statystyki. Nie nazwałbym jej jednak nauką!

    Poza tem - trzeba rzetelnie przeprowadzać badania, nie posługiwać się jedynie średnią arytmetyczną przy interpretacji wyników...

    a przede wszystkim - nie wyciągać z niej końcowych wniosków!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, statystyki nigdy zupełnie nie rozumiałem. Nauka to dla mnie żadna, najwyżej narzędzie.
    I co ciekawe: pisząc swoją pracę wklepałem setki wyników do kompa, zapuściłem jakiś program statystyczny (nie pomnę jaki), a potem... mogłem dowolnie manipulować tym co mi wyszło! I wtedy straciłem wiarę w sens zestawień statystycznych.
    Pomijam już, że owa rzekoma "nauka" z lubością stosowana jest przez rozmaitej maści i koloru socjalistów, lewicowców i innych demokratów w celu uszczęśliwiania "ciemnych mas". A fuj!

    OdpowiedzUsuń
  6. Statystyka jest bardzo przydatna i potrzebna. Ale tylko wtedy, kiedy jest ona przeprowadzona uczciwie i rzetelnie.

    Tak samo, jak zresztą każda "nauka". Na dobrą sprawę, każde badanie można przeprowadzić tak, żeby udowodnić wcześniej założoną tezę.

    Dlatego żaden badacz nie może mieć takiego podejścia jak moja wykładowczyni.

    Badacz powinien podejść do badania po wcześniejszym zaprzeczeniu swojej wiedzy i dogmatom, jeżeli chce być rzetelnym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lepiej bym tego nie ujął.

    OdpowiedzUsuń