poniedziałek, 21 marca 2011

Małż i żena

Małżeństwo, od wieku wieków było świętością. Zaczątkiem fundamentalnej komórki społeczeństwa - rodziny. Różnorakie przemiany społeczne doprowadziły jednak do pewnego zaburzenia postrzegania małżeństwa - chciałbym się tutaj podzielić pewnymi przemyśleniami.


W naszej kulturze znamy dwa rodzaje małżeństwa - 'ślub kościelny' (wyznaniowy) i 'ślub cywilny' (świecki). Tu pojawia się moje pierwsze pytanie: po co dwa? A może raczej - dlaczego?

Ślub cywilny jest późniejszym potomkiem ślubu wyznaniowego. Niegdyś - to instytucje religijne jedynie miały wpływ na zawieranie małżeństw - należy zaznaczyć, że religie zawsze wspierały stałe, niezmienne związki w których podmiotem były osoby obydwu płci. Przyczyna prosta - małżeństwo jest zaczątkiem podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny. Taka komórka miała umożliwić przedłużenie gatunku oraz zagwarantowanie względnej stabilności środowiska dla wzrastających owoców życia seksualnego. Rzecz prosta i jasna.

Początkowo, księgowaniem zawartych małżeństw zajmowały się właśnie owe instytucje, które ich udzielały - przyczółki religii na danym terenie. Prócz nierozerwalności więzów małżeńskich (praktyczna niemożliwość uzyskania rozwodu!) miały one gwarantować (i w większości przypadków w istocie gwarantowały) pomiędzy małżonkami względną jedność światopoglądową (gdyż każda religia prócz 'zdrowasiek' zawiera myśl filozoficzną, wedle której żyć należy) - to natomiast miało przełożenie na zgodność, jeżeli chodzi o wychowanie potomstwa.

Instytucji świeckich (na ten przykład - w Anglii aż do roku 1752) praktycznie nic nie obchodził sposób, w jaki ślub został zawarty.

Jeżli chodzi o przykład wcześniej podanej Anglii - dopiero w tym właśnie roku nastąpił początek rejestracji małżeństw - i polegało to właśnie na rejestracji tych, które były zawierane w instytucjach religijnych przez tamtejsze władztwo akceptowane: w ceremonii Kościoła Anglikańskiego, Kwakrów bądź ceremoniałem Żydowskim.

W obrębie terytorium nam jak najbliższym - czyli terenów dzisiejszej Polski - odbywało się to najprędzej w zaborze austriackim - już w roku 1782 rozpoczęto prowadzić świeckie rejestry urodzeń, zgonów i małżeństw. Znamienne było jednak to, że początkowo urzędnikami stanu cywilnego byli proboszczowie parafii, w których został zawierany sakrament.

W okresach późniejszych praktyka ta posunęła się tak daleko, że świecki rejestr małżeństwa zmienił się w osobny ceremoniał. Dlaczego? Z powodu narastającego ruchu ateistycznego, którego to przedstawiciele chcieli się hajtać, by uniknąć hipokryzji w odbieraniu błogosławieństwa księdza, pastora, popa? Bynajmniej!

Jednak to nie jest najważniejsze. Interesuje nas to, co jest tu i teraz, nie czasy zamierzchłe. Chciałem jedynie pokazać, że brak 'ślubu cywilnego' przez tyle wieków nikomu, z tajemniczych powodów, nie zawadzało...


Zacznijmy od tego - jakie prawne korzyści oferuje nam akt małżeństwa, których nie możnaby otrzymać bez niego?

Po pierwsze wraz z zawarciem małżeństwa powstają prawa i obowiązki niemajątkowe małżonków, określone przez Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy:

Małżonkowie są zobowiązani do (art. 23 KRiO):
  1. współdziałania dla dobra rodziny
  2.  wspólnego pożycia: 
    1. wspólność fizyczna
    2. wspólność duchowa, wynikająca z więzi psychicznej małżonków, opartej na miłości i przywiązaniu 
    3. wspólność gospodarcza
  3. do wzajemnej pomocy 
  4. do wierności
     
Ogólne sformułowania, oczywiście całkowiecie niemożliwe do wyegzekwowania, czy obłożenia sankcją. Idealistyczny bełkot. O nie miałaby trwać burza w szklance wody?


Po drugie - prawa i obowiązki majątkowe małżonków, opisane tamże:

A) OBOWIĄZEK PRZYCZYNIANIA SIĘ DO ZASPOKAJANIA POTRZEB RODZINY.
Niezależnie od ustroju majątkowego, małżonkowie są obowiązani do zaspokajania potrzeb rodziny, każdy według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i majątkowych (art. 24 KRiO).

Art. 27 KRiO daje podstawę do żądania od współmałżonka dostarczenia środków utrzymania nie tylko w ramach grupy rodzinnej, ale i dla zaspokojenia indywidualnych potrzeb drugiego małżonka

B) ZARZĄD MAJĄTKIEM MAŁŻONKA (art. 29 KRiO). 
Małżonek uprawniony jest do zarządu majątkiem osobistym drugiego małżonka [np. odbiór wynagrodzenia, odbiór przypadających należności, odbiór pism urzędowych, zapłata podatku], a istnieją przemijające przeszkody powodujące, że on nie może sam dokonać tego [np. jest chory obłożnie]. W takich wypadkach drugi małżonek może za niego działać, może zarządzać jego majątkiem.


C) ODPOWIEDZIALNOŚĆ SOLIDARNA OBOJGA MAŁŻONKÓW ZA NIEKTÓRE ZOBOWIĄZANIA (art. 30 KRiO). 
Za zobowiązania wynikające z zaspokajania zwykłych potrzeb rodziny, zaciągnięte przez jednego z małżonków, odpowiadają oboje małżonkowie. Ponoszą oni odpowiedzialność solidarną, są solidarni wobec wierzyciela. Nie ważne, które z nich zaciąga takie zobowiązania – można kierować tytuł egzekucyjny i pozywać oboje małżonków, każdego w całości, bez względu jakie ustroje majątkowe obowiązują w tym małżeństwie. Kwestie rozliczeń – już między samymi małżonkami. 


Czy, na chłopski rozum, nie wydają się te prawa i obowiązki możliwe do ustanowienia zwykłymi umowami? O to ma się toczyć bitwa medialna?


Najważniejsze, i ze zrozumiałych powodów niemożliwe do zastąpienia przez nic innego, co oferuje nam prawna rejestracja związku - to oczywiście ulga podatkowa!


W tym leży jeden z najgłośniejszych problemów dzisiejszych - mianowicie małżeństwa zawieranego przez podmioty insze, niż wynika to z wieloletniej tradycji naszej kultury.

Bo trzeba tutaj zdać sobie sprawę, że nie chodzi  jedynie o związek osób jednej płci - ale również o małżeństwa poligamiczne. Dlaczego bowiem, jeżeli wszystkie podmioty zgłaszają chęć uczestnictwa w takim związku, mimo wieloletniej propagandy kulturowej - miałoby im to być odmawiane? Nie mówiąc już o tym, że związek poligamiczny, w którym mamy przedstawicieli płci obojga, na dużo większą skalę spełnia zadania tradycyjnego małżeństwa niż związek homoseksualny (między innymi przez możliwość wytworzenia przyrostu naturalnego in plus).


Ustrój choć w najmniejszej mierze socyalistyczny - nawet przy najlepszych chęciach jego ojców - zawsze powodować będzie jednocześnie ucisk ludności. Potrzebna tu jest procedura biorokratyczna - jasne, prawne zdefiniowanie każdego wymiaru naszego życia. Aktywiści gejowscy, gdyby w rzeczywistości zależało im na wolności zaślubin - powinni byli zająć się zwalczaniem świeckiej instytucji, nie walki z zatwardziałymi, konserwatywnymi katolami.

Gdyby bowiem odpowiednio usprawnić prawo - tak, by wszelkie faktyczne korzyści prawne można było otrzymać przez zwykłą umowę pomiędzy zainteresowanymi - nic, prócz problemu socyalizmu nie stałoby na przeszkodzie, by zniszczyć bezsensowną instytucję 'ślubu cywilnego', a małżeństwu przywrócić wymiar duchowy - zawieranie ich na powrót oddać religiom. Urząd Stanu Cywilnego powinien zajmować się jedynie rejestracją, jeżeli w ogóle czymkolwiek związanym ze związkami międzyludzkimi (może zbudowanie baz danych odpowiednich umów? Umowy o wspólnocie majątkowej, o bezwarunkowym dostepie do danych w razie sytuacji krytycznych itp, itd?).

Ilość kapliczek zajmujących się organizowaniem quasi-małżeństw, zakończonej spisaniem odpowiednich umów pomiędzy podmiotami, które wyrosłyby po takich zmianach - z pewnością wystarczyłyby na zaspokojenie popytu - wedle zwykłych, rynkowych zasad.


Na drodze do tego rozwiązania stoi głównie problem ulg podatkowych związanych z zawarciem małżeństwa, mania rejestracji i definiowania subiektywów. To zaś - głównie z naszego opiekuńczego systemu. Tłumy walczące z zacofaniem nie proponują faktycznego postępu, wolności od dyskryminacji seksualnej - lecz karmią kolosa na glinianych nogach.

Takem rzekł. 


PS. Podziękowania dla Pery'ego za dostarczenie informacji na temat prawnych konsekwencji zaślubin. Dzięki, Peruś! :)

13 komentarzy:

  1. Nie o kasę zawsze chodzi. Państwo dla małżeństw przyznaje pewne przywileje, bo w małżeństwie upatruje stałą formę tworzącą podstawową komórkę społeczną i zapewniającą "dopływ" nowych obywateli. Ta stałość jest wg mnie esencją, dzięki której państwo w ogóle raczy spoglądać na związki mężczyzny i kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przywileje owe - to zazwyczaj kasa.

    Upatruje stałą formę tworzącą podstawową komórkę społeczną - jak najbardziej i jak najwłaściwiej. Jednak w normalnych warunkach taka komórka sama się wytwarza, bez potrzeby zachęty do niej kogokolwiek.

    Przywileje takie nie są potrzebne - gdyż ich potrzeba wyrosła właśnie z nienaturalnego, totalnego charakteru dzisiejszego 'państwa'. Wiele lat temu został zapoczątkowany proces, działający na zasadzie 'efektu domina'. Gdy ostatnia sztabka przewróci się - koniec będzie różnorodności i wolności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wszystkim do końca chodzi o przywileje. Zawarcie związku małżeńskiego jest dla ludzi ważne. Dla wierzących, bo sakrament, dla niewierzących bo deklaracja bycia razem na dobre i złe. Jest wielu ludzi którym taka forma jest potrzebna. A pewne przywileje... W naszym wypadku nie są one za wielkie i nie o nie do końca chodzi.
    Podobał mi się ten post:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem - ale taką formę w doskonały sposób mogłyby przejąć organy prywatne.

    Ot, dla niewierzących - organizować ceremoniał 'ślubu świeckiego', spisując jednocześnie odpowiednią umowę (bo przecież taki 'akt małżeństwa' również umową między ludźmi jest!). Z tym, że podmioty miałyby wówczas większą dowolność przy 'legalizacji związku' - jakich prawnych konsekwencji żądają od strony drugiej, jakich ograniczeń (ot - dokładnie na jakich zasadach według nich możliwy jest rozwód) itp.

    Ale najważniejsze - takie rozwiązanie zlikwidowałoby problem 'legalności' związków tak homoseksualnych, jak i poligamicznych. Nawet ze swoim alter-ego, jeżeli komu się tak chce.

    A zapewniam - jeżeli obecny problem 'homoseksualnych' zostanie wreszcie przez szacowną władzuchnę 'rozwiązany' - to w niedługim czasie pojawi się problem poligamistów, o równym rozgłosie medialnym.

    Zapewniam!

    (a tu jaka gama możliwości! Czy legalizować poliandrię, czy może raczej poligynię? A czy w takim razie poligynandria też jest legalna w duchem prawa / moralności?!)


    Uważam zatem za logiczną rzecz odejść od obecnego, tworzącego spory systemu - na rzecz systemu większą wolność zapewniającego - i zmniejszającego konflikty!


    Miło mi, że post się podobał ;) Po długim okresie niepiśmienności chciałem coś fajnego machnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. W to, co się tworzy państwo nie powinno ingerować, oczywiście z pewnymi wyjątkami, bo jak 50 - letni pan chce zamieszkać z kilkoma 9 - latkami, no to państwo powinno zadbać o praworzadność. Może ktoś chce związku na 10 lat, może ktoś chce stałego, z facetem, panią, jego sprawa. Państwo po prostu daje ofertę: za zalegalizowany z intencją stałości związek mężczyzny i kobiety przyznaje pewne przywileje. Od obywateli zależy czy chcą z nich skorzystać, czy chcą w ogóle legalizacji i stałości. Państwo swoją ofertę nazywa instytucją małżeństwa, od obywateli zależy, czy się piszą na nią, czy nie. Można przeciez przeżyć życie i wychować dzieci w związku "jak gdyby małżeńskim".

    OdpowiedzUsuń
  6. Celsusie - mówię oczywiście o osobach, które są pełnoletnie - mogą decydować same-o-się i być podmiotami umów, tak więc twój przykład raczej niezbytnio trafiony.

    A obecny system 'marchewki' - jak widać po dzisiejszej Polsce - jest bardzo skuteczny. Nie dość, że nie tworzy konfliktów w społeczeństwie, to jeszcze identycznie z pierwotną intencją prawodawców wspiera 'pierwotną komórkę społeczeństwa' - rodzina jest silna i stabilna, a dzieci tyle ma, że ho-ho!


    Na poważnie - jakie są beneficja prawne zawarcia aktu małżeńskiego, których nie można uzyskać za pośrednictem umowy prawnej między podmiotami? Nie znam się na 'lewie' - ale nie dostrzegam żadnych (które w nie-socyalistycznym państwie mogłyby istnieć). Proszę o oświecenie, bo w temacie owym nie jestem przesadnie zorientowany.

    Jeżeli takowych nie ma - ceremoniał ten jest ZBĘDNY. A zbędnych instytucji wydaje mi się, że utrzymywać nie należy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że sporo można uczynić "na około", Waldorff np. przed śmiercią zabezpieczył prawnie swojego życiowego partnera, by ten mógł po nim dziedziczyć. Idąc tym tropem myślenia można znieść także dziedziczenie ustawowe, bo i po co? W zasadzie cały kc można byłoby obalić za wyjatkiem tych fragmentów traktujących o umowach ; )
    Możesz porównać instytucję małżeństwa do zorganizowanego przez państwo zestawu w pewnym Mc barze. Korzystasz lub nie, Twoja sprawa. Możesz przeżyć życie w związku partnerskim, wychować dzieci, żyć jak każde dobre małżeństwo bez formalnego aktu prawnego jakim jest zawarcie takiegoż związku. Kombinując na trzysta tysięcy sposobów, by zapewnić sobie takie same uregulowania, jak mają ci, którzy na formalny związek zdecydowali się. Możesz też sobie uprościć życie i wziąć "zestaw" małżeński z tym, co jest mu przynależne: z przywilejami i obowiązkami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie małżeństwo jest ważne nie tylko z powodu ulgi podatkowej. To deklaracja drugiego człowieka, że chce ze mną być i traktuje nasz związek i mnie poważnie a nie jestem tylko tymczasową dziewczynką do łóżka. Nie chcę nikogo obrazić, ale tak bym się właśnie czuła w wolnym związku.

    Dla mnie małżeństwo to tylko i wyłącznie związek jednego mężczyzny i jednej kobiety, dlatego nie nazwę układu poligamicznego czy homoseksualnego małżeństwem. Niech mają ulgi podatkowej, ale nie są dla mnie rodziną.

    P.S. dzięki za informacje o cywilno-prawnych skutkach małżeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Erinti: Do tego celu służy małżeństwo wyznaniowe, jak i służyło przez multum wieków. Ślub cywilny, w którym Urzędnik ogłasza mężem i żoną jest - podejrzewam - wymysłem jednego wieku; wcześniej natomiast, świecki rejestr małżeństw jedynie małżeństwa wyznaniowe (jak sama nazwa mówi) - rejestrował. (Jeżeli mylę się co do tego, proszę o sprostowanie mnie z faktami historycznymi).


    Czy jeżeli dwie osoby płci różnej spiszą umowę, wedle której nazwą się 'małżeństwem', zadeklarują jej niełamliwość, inne rzeczy obecne 'w małżeństwie' - to według ciebie nie będzie to 'małżeństwo'?

    Przecież tym właśnie jest ślub cywilny... no - tylko że tu mamy jeszcze błogosławieństwo Wielkiego Brata!


    O ile mogę się zgodzić z 'niemożności nazwania układu homoseksualnego małżeństwem' - bo 'układ homoseksualny' z natury swojej nie może spełniać roli podstawowej komórki społeczeństwa, to czemu 'układ poligamiczny' (który to, notabene - wykazuje dużo większe podobieństwa do 'europejskiego małżeństwa' ma od tego pierwszego)?

    Znamienne jest to, że o ile żadnej (chyba? proszę o sprostowanie w razie czego) kulturze na świecie nigdy nie miały miejsca 'małżeństwa homoseksualne' - małżeństwa poligamiczne do rzadkości wcale nie należały (i nie należą)!


    Tu przeciwnicy związków poligamicznych mogą podziękować nie tylko obyczajowości krajów europejskich - ale również (a może przede wszystkim) ich wyzyskowi podatkowemu, dzięki którym czysta poligonia ma małe szanse na zaistnienie... ale jeszcze parę podwyżek podatków i poliandria będzie na porządku dziennym ;)

    @Celsus: Chyba nie nazywasz tych kilku punktów - praw i obowiązków niemajątkowych - 'obowiązkami'?

    Czy wówczas, gdyby w Kodekscie Rodzinnym i Opiekuńczym tego artykułu nie było, to ludzie zaczęliby inaczej spostrzegać małżeństwo? Jest to rzecz zupełnie zbędna, bo nie dotyczy tego, co w kategorii prawa leży. O ile więzy krwi da się ustalić i udowodnić bezsprzecznie, obiektywnie - to w jaki sposób można obiektywnie i bezsprzecznie potwierdzić 'miłość', która to winna być podstawą związku?

    Jakim cudem możnaby wyegzekwować prawnie 'wspólność duchową, wynikającą z więzi psychicznej małżonków, opartej na miłości i przywiązaniu'? Jest to furtka do 'szybkiego przerwania związku'.


    Małżeństwo cywilne to żadne małżeństwo. Ten maszkarny twór do niczego nie podobny istnieć nie powinien.

    OdpowiedzUsuń
  10. Patrząc oczyma egoisty, to popieram Twój pomysł, bo to tylko młyn na wodę rozmaitych kancelarii spisujących "umowy quasimałżeńskie" dla będacych ku sobie ; ) Pieniążków jak lodu :D :D !!!
    W praktyce taki mc zestaw prawny jest potrzebny, gdyż te obowiązki czy uprawnienia nie sa takie znów bagatelne. Na przykład obowiązek alimentacyjny pomiędzy byłymi małżonkami, czy władza rodzicielska, bezspornie związana z instytucją małżeństwa, bo po jej rozpadzie zazwyczaj organicza się do egzekucji alimentów od jednej ze stron :P Można wymieniac jeszcze długo, każdą z instytucji prawa rodzinnego. To po pierwsze.
    A nawiązując do tego, co napisałeś Erinti, to także osoby niewierzące potrzebują pewnego potwierdzenia, wymaganego przez Czcigodną Erinti. Państwo zapewnia to poprzez świecką ceremonię. Idąc Twoim tropem (to po trzecie) pozareligijni, umowni quasimażonkowie wszędzie byliby biegali z umową i poprawkami oraz załącznikami do niej. Monty Python ; )

    OdpowiedzUsuń
  11. KosKosie mnie chodzi raczej o wspomnianą przez Ciebie obyczajowość i tradycję europejską. Rodzina to kobieta (jedna), mężczyzna (jeden) i dziecko (dzieci).

    Dodatkowe kobiety, kochanki, konkubiny obojętnie jak je zwać nie są równowartościowymi członkami rodziny, ale niechcianym dodatkiem. Tak samo kochankowie. Ktoś chce żyć w trójkącie, czworokącie czy dowolnym wieloboku? Jego sprawa. Ale nie stworzy w ten sposób rodziny.

    Jakie wartości można przekazać dzieciom w takim układzie? Czy tam są jakieś wartości poza seksem? Wątpię. Dla mnie, ok jestem staroświecka, w rodzinie ważna jest miłość, wzajemny szacunek. W poligamii nie ma żadnego z powyższych. Także poczucia bezpieczeństwa, tak ważnego dla dziecka. Zdrowa rodzina to podstawa zdrowego społeczeństwa. A zdrowa rodzina to jeden ojciec, jedna matka i dziecko (dzieci). To moje osobiste zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Erinti: Skąd w rodzinie poligonicznej lub poliandrycznej nie ma miejsca na szacunek? Nie ma miejsca na inne wartości prócz seksu, a dlaczego w rodzinie monogamicznej jest?

    Należałoby przeprowadzić studium wśród poligamicznych kultur (proszę pamiętać, że nie są to jedynie Zaplute Araby i inne szowinista).

    Nie wyszukuję ciemnogrodu tam, gdzie go nie ma. A skoro ktoś podejmuje dyskusję polegającą na czymś więcej niż obśmianiu stanowiska sprzecznego, to raczej do czynienia z nim nie mam ;)

    'Cogito ergo sum' - myślę (krytycznie) więc jestem.

    @Celsus: Czy praca tych 'świeckich kapelanów' jest darmowa? Charytatywna? Za ten 'akt małżeństwa' nie płacimy?

    A i czy zawody prawnicze nie cechują się bezsensownym monopolem?

    Zresztą - dlaczego nie dałoby się stworzyć swoistej 'bazy danych' dla owych umów? Czy w XXI wieku jest to nazbyt trudne?

    No i poza tem - gdzie to by mieli 'latać z umową i poprawkami'? Chyba tylko tam, gdzie obecnie muszą 'latać z odpisem aktu małżeństwa i poprawkami'.


    Moje stanowisko się nie zmieniło - ślub cywilny jest cechą socjalistycznego systemu, pełnego 'marchewkowych ulg i udogodnień' dla innych, a 'kija' dla drugich. Jednak marchewka i kij już nie działają jak powinny - mamy do czynienia z czystym przykładem rytualizmu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Poruszyłeś wiele wątków. Jakkolwiek nie jestem zwolennikiem mieszania się czynników nadrzędnych w cokolwiek, tak małżeństwo przecież stanowi dobrowolny wybór "zestawu". Możesz sobie sam kompletować co chcesz albo wcale nie formalizować związku. Kolejna sprawa to mimo wszystko ważna sprawa świeckiego ceremoniału. Piszesz, że nie za darmo? Żaden urzędnik nie pracuje za darmo. Zresztą i tych duchownych nie utrzymują tylko wyznawcy, ale i osoby niewierzące partycypujące w hojności państwa i samorządów na rzecz eklezjalnych osób prawnych. No i trzecie: tak, zawody prawnicze cechują się bezsensownym monopolem. Który udało mi się (jednostkowo) obalić.

    OdpowiedzUsuń