niedziela, 26 czerwca 2011

Choroby cywilizacyjne cz. 3

Po długim czasie oczekiwania, za jaki wszystkich zaciekawionych niedawnymi wynurzeniami nt. chorób cywilizacyjnymi przepraszam - wznawiam moją wesołą twórczość blogową w tem temacie.


Choroby cywilizacyjne - są wszystkie schorzeniami przewlekłymi.

Ich przewlekły charakter jest niezwykle ważny, jeżeli chodzi tak o leczenie, jak i przeciwdziałanie chorobom. Powoduje to, że trudnym jest jednoznacznie wskazać czynnik chorobotwórczy - i w tym zakresie można mieć dużą dowolność, posługując się wybranymi badaniami.

Obecnie wciąż utwierdza się ludzi w przekonaniu, że padają ofiarą przewlekłej intoksykacji organizmu. Być może jest to prawda, lecz warto również zwrócić uwagę na fakt, że choroby, które:
1. charakteryzują się przewlekłym przebiegiem,
2. nie są zakaźne oraz
3. nie są pochodzenia genetycznego (można jednak odziedziczyć genetyczną skłonność do schorzenia, co jest jednak rzeczą odmienną od choroby genetycznej):
to w dużej mierze schorzenia niedoborowe.

Warto więc poświęcić na to chwilę refleksji.


Z drugiej zaś strony, organizm jest zaopatrzony w multum ochronnych mechanizmów, które - jeżeli tylko pozwolimy im zadziałać w pełni - mogą większość tych toksyn, otrzymywanych przewlekle, w dawkach małych - zneutralizować.

Koszty leczenia chorób cywilizacyjnej osiągają monstrualne stawki:

Dochodzimy wreszcie do głównej kwestii - w końcu to pieniążki głównie pozwalają zaciskać smycz na szyi opinii publicznej w strachu przed niewypłacalnością w przypadku zachorowania.

W końcu koszmar choroby cywilizacyjnej może ponoć dotknąć każdego, są one niejako klątwą Natury rzuconą na gatunek ludzki za zejście z drzewa - należy zatem walczyć z nimi razem, za wspólne pieniądze, kolektywnie pomagać jednostkom nimi dotkniętymi! - a jak!

Nieszczęście takie mamy, że już taka angioplastyka czy wstawienie by-passów, tak samo jak chemioterapia, radioterapia, chirurgiczne usunięcia guza nowotworowego są zabiegami dosyć kosztownymi, od których ceny włos jeży się na skórze naszego Everymana.

Oczywiście mówi się wówczas - zapobiegaj! Jak ma wyglądać takie zapobieganie? A, nic wielkiego robić nie trzeba - porady dawane przez światek lekarski sugerują, że wystarczy po prostu unikać wszystkiego!

Nie pal, nie pij, nie jedz tłusto, nie jedz słodko, nie jedz słono, (nie jedz najlepiej w ogóle - ostatnie doświadczenia pokazują, że wirusy i bakterie, powodujące ubytki w tkankach, w ten sposób podnoszące możliwość zajścia mutacji inicjującej proces nowotworowy - mogą znajdować się na warzywach), na słońce zresztą też lepiej nie wychodź (rak skóry!) - jednak w domu przed telewizorem z drugiej strony też nie siedź (w końcu otyłość, cukrzyca, miażdzyca). Zastosujesz się do tych porad - to może nie zachorujesz.

Najprostszą metodą zapobiegnięcia wszelkim chorobom tego świata - to nie żyć. 100%-owa skuteczność. Tylko czy o to właśnie chodzi?


Może po prostu niektórym zależy na tym, by ludzie wciąż chorowali - bo zamiast promować stosunkowo łatwe do zastosowania i tanie rozwiązania profilaktyczne, wciąż promuje się trudniejsze, wiążące się z poważnymi wyrzeczeniami środki zapobiegawcze, oraz jak-najdroższe środki leczenia (o inkwizycyjnym zwalczaniu tańszego "leczenia niekonwencjolnego" nie wspominając).

Notabene: najmilszym kuriozum ostatnich dni był komentarz do znalezionych przeze mnie zestawień NFZ o wydatkach w celu leczenia raka płuc. Mianowicie podsumowano, że średnie koszty leczenia są obecnie wyższe niż w latach poprzednich, i - uwaga! - poczytano to za wielki sukces! (używa się coraz droższych leków, a - jak wiadomo - im droższe to lepsze, bezapelacyjnie!)


Osobiście, zamiast wierzyć tym nie-do-końca skutecznym metodom zalecanym, zagłębić byłoby się dobrze w metody profilaktyki (jak i czasem leczenia) nieco tańsze (choć również są częstokroć nie-do-końca skuteczne). Rzadko znajdzie się jednak taka "niekonwencjonalna" metoda profilaktyczna, co organizmowi szkodzi - dużo częściej taka, co pomóc może - więc warto się nimi zainteresować.

Co ciekawszego znajdę - będę tutaj publikować.

2 komentarze:

  1. Kos, ja przepraszam, ale to dla mnie dziś za trudna lektura. Wrócę do niej jutro po południu. A tymczasem życzę Ci dobrej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Po tym wpisie naprawdę widać, że autor bloga to 100% humanista...i to nie był komplement...

    OdpowiedzUsuń